Test Vee Tire Mission Command 5Uniwersalne opony do fata? "Mission Impossible"? Nie, już nie! Zaś niepozorny i nierzucający się w oczy róż, to tylko przykrywka tego co skrywa super papuć - Vee Tire Mission Command.

 

Tak naprawdę, to tym pierwszym zdaniem już podsumowałem dalszą część testu. Trochę tak od "pupy strony", dlatego odwróćmy tłuściocha ogonem, a Wy udawajcie, że nie czytaliście tego wstępu.

Vee Tire jak już dobrze wiecie, to niekwestionowany lider w produkcji specjalistycznego ogumienia do fatbajków. W ofercie znajdziecie opony na śnieg, lód, błoto, piasek lepki, piasek gruboziarnisty, średnio twarde skały, wysuszone, jesienne liście. Ale nie czarujmy się, większość z nas, zwykłych Kowalskich nie zmienia opon jak rękawiczki, tylko potrzebuje czegoś, co sprawdzi się niemal w każdych warunkach, tzw. opony "All Terrain".

Generalnie założenie jest piękne, ale w większości przypadków właśnie "misssion impossible", gdyż jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Tak mówią starzy Indianie.

Test Vee Tire Mission Command 2

Czy zatem Vee Tire Mission Command ma szansę być wyjątkiem potwierdzającym regułę? Za chwilę się o tym przekonacie. Vee Mission zadebiutował całkiem niedawno i z miejsca podbił serca miłośników tłuszczu. I bynajmniej nie chodziło o tylko walory jezdne, lecz także o możliwość tuningu swojego jednośladu, ponieważ tajlandzki producent wypuścił te papucie w czterech wersjach kolorystycznych: "Pogrzebowa Czerń", "Biały Odlot", "Zielony Beret" i "Pinkie Pie". A że fatbajk, to idealny produkt z kategorii "Pimp My Bike", to nowy model miał sukces zagwarantowany.

Wybierając opony do testu długo zastanawialiśmy właśnie nad kwestią koloru. Ostatecznie z lekkim przymrużeniem oka zaryzykowaliśmy...niech będzie fluorescencyjny róż! Gdy opony dotarły do Polski, pod mazowiecką strzechę, pierwsza reakcja była łatwa do przewidzenia: "Och rzesz...ty orzeszku...różowe ci one!"

Bartek jako pierwszy podjął ryzyko montażu, ale okazało się, że kolor różowy na tak męskim rowerze jak fatbike, jest na prowincji traktowany jako wyznacznik innej orientacji seksualnej. Dlatego pierwsza misja różowych Vee Mission Command okazała się klapą. Papucie wróciły do Stolicy, gdzie teoretycznie miały zniknąć w tłumie metroseksualnych hipsterów, kolorowych neonów i Pań śmigających na jeszcze bardziej kolorowych ostrych kołach. Tak się jednak nie stało...

Zanim jednak opiszę wrażenia z jazdy (i nie tylko) warto przedstawić samą oponę.

Podobnie jak w przypadku testowanego przez nas Buldożera, Vee Mission występuje w przyrodzie w kilku wersjach. W zależności od szerokości opony producent stosuje odmienną, gumową mieszankę. Najpopularniejszy, 4 calowy "Miszyn" posiada mieszankę MPC - "Mutli Purpose Compound, która choć technologicznie najmniej zaawansowana jest jednocześnie najtrwalsza - durometr pokazuje wartość 56A na skali twardości. Opatentowane mieszanki Silica oraz Pure Silica (na bazie krzemionki) zarezerwowane są dla najtłustszego modelu 4.7"

Test Vee Tire Mission

Wszystkie zwijane Mission Command mają gęsty oplot 120TPI, dzięki czemu opona jest stosunkowo lekka i mocna. Lekka, powiadasz? No, dobraaaa...różowy Command rozłożony na wadze pokazał 1718g, co z jednej strony odbiega od deklarowanej wagi katalogowej, z drugiej zaś nie robi aż tak dużej różnicy, gdy cały rower waży prawie 18kg. Taak, mając tłusty rower, człowiek zaczyna inaczej patrzeć na świat.

Test Vee Tire Mission Command 1

Ostatnią cechą modelu Mission Command jest technologia "tubeless". Stopka opony przystosowana jest do obręczy z rantem UST, zaś gumowa mieszanka jest odporna na działanie chemikaliów zawartych w uszczelniaczach.

Rozmiar...kwestia gustu. 4 cale, to najczęściej spotykana i w sumie najbardziej uniwersalna szerokość balona wśród tłuściochów. Dostatecznie dużo, aby zmierzyć się z wymagającym szlakiem, ale nie na tyle, aby wypluć płuca podczas przyspieszania. Cyfrowa suwmiarka pokazała dokładnie, to co deklaruje producent. Ufff.... :)

Dochodzimy do najważniejszej kwestii - wzoru bieżnika. Vee Mission Command ma wyjątkowo charakterystyczny układ klocków. Środek opony zbudowany jest z układu połączonych trójkątów i wieloboków tworzących "jodełkę". Tworzą one niemal "jednolitą" powierzchnię toczną, która nie tylko znacznie obniża opory toczenia, ale także pomaga w terenie utrzymać trakcję.

Test Vee Tire Mission Command 3

Po bokach projektanci ułożyli w jednej linii duże klocki w kształcie "karo", które ścięto kierunkowo tworząc dodatkową powierzchnię i pracujące krawędzie. Ich zadaniem jest zapewnienie przyczepności podczas manewrowania tłuściochem np na luźnym gruncie.

Tradycyjnie, skrajne klocki mają wspomóc jadącego podczas ostrych zakrętów. Nie są bardzo wysokie, ale za to mają sporo nacięć i "aktywnych" krawędzi.

Wspólną cechą bieżnika w Vee Mission Command jest jego wysokość - oko 3.5mm, co zdecydowanie pozytywnie wpływa dzielność opony w terenie oraz także jej trwałość. Wystarczy porównać np. z popularną Kendą Juggernaut 26x4.0".

Test Vee Tire Mission Command 4

Montaż "Miszynów" przebiega błyskawicznie. Opony nie siedzą co prawda ciasno na 80mm rafkach Star's Circle będących elementem mocnych kół oferowanych przez firmę Aljot. Ma to też swoje dalsze implikacje - mimo kilku prób opona nie chce wstrzelić się w obręcz, nawet za pomocą domowego kompresora. Pozostajemy zatem przy ciężkich dętkach.

Jazda ułańska, czyli to co misie lubią najbardziej.  Jedną z pierwszych obserwacji wywołujących banan na buzi jest szybkość....Te opony same jadą! Ok, przesadzam...ale podkreślana przez producenta niska "rolująca rezystancja" jest tutaj faktem, nie mitem. Nie będąc do końca pewnym własnego osądu, dwukrotnie przesiadałem się na konkurencyjną Kendę Juggernaut, która nie dość, że lżejsza, to jeszcze "na oko" wygląda na "szybszą gumę".

Za każdym razem moje odczucie było identyczne - różowe rulezz!

Kolejnym ciekawym doświadczeniem było żonglowanie ciśnieniem. Producent zaleca od 8PSI do 20PSI (0.6-1.4bar). Przy mojej słoniowej wadze, najniższa graniczna wartość oznaczała jednak pojawienie się efektu samosterowania. Lżejsi osobnicy na pewno uzyskają lepsze rezultaty. Natomiast zauważyłem, iż Vee Mission jest oponą, która zaskoczy Was trakcją nawet na ciut wyższym ciśnieniu niż do tej pory stosowaliście. Dzięki temu nie wyzioniemy ducha podczas jazdy na twardych oraz luźnych nawierzchniach.

Test Vee Tire Mission Command 7

Bezsprzecznie, Mission jest doskonałym wyborem na letnią oponę - sprawdza się zarówno na suchych jak też wilgotnych szlakach. Obawiałem się o uślizgi w zakręcie oraz przyczepność na trudniejszych fragmentach w lesie...nic z tych rzeczy...guma lepi się do drogi pewnie trzymając zadany kierunek. Mission dzielnie radzi sobie nawet na średnio trudnych podjazdach, gdzie np. mamy mieszankę korzeni, liści i ziemi.

Test Vee Tire Mission Command 6

Naturalnie, to nie jest opona idealna. Zawsze przychodzi taki moment, kiedy nawet ona polegnie. Tutaj jest to np. gęste błoto lub teren, gdzie bieżnik nie jest w stanie dogryźć się do twardej warstwy, tylko mieli w miejscu.

Bardzo dobrym testem sprawności różowych papuci był Fat Bike Race Góry Stołowe w Karłowie. Napadało sporo śniegu i można było zweryfikować skuteczność opon w ich, teoretycznie, naturalnym środowisku. Mili Państwo...jest całkiem dobrze, zadziwiająco wręcz. Vee Mission dowiózł mnie do mety w jednym kawałku. Przyczepność zachował nawet na trudniejszym single tracku, natomiast na ubitym śniegu frunął jak rakieta. Nie będę wam jednak ściemniał, że to opona idealna na zabawę w puchu i głębokim śniegu - brakuje szerokości i agresywniejszego bieżnika.

Test Vee Tire Mission Command 8 Podsumowanie? Wystarczy cofnąć się do początku tego testu. Ale tak na poważnie...Vee Mission to "must have" dla osób rzadko zmieniających ogumienie a nadal oczekujących zadowalającej sprawności w zróżnicowanym terenie, od asfaltu po korzenie i kamienie. To naprawdę "wyjątek potwierdzający regułę". Mimo swojej dość wysokiej wagi zaskakują niskimi oporami toczenia i dobrym przyspieszeniem oraz stabilnością podczas gwałtownego hamowania.

Również pozytywnie należy ocenić odporność na ścieranie, co potwierdza jakość mieszanki MPC. lekko ponad tysiąc kilometrów za nami, a na oponie nadal widać gdzieniegdzie włoski oraz płytkie nacięcia bieżnika.

No i ten kolor....ostry róż rozwala...nie ma dziewczyny, chłopaka, rowerzysty, kierowcy samochodu, przechodnia, który nie obróci głowy za mijającym go różowym blaskiem. W codziennej, zimowej szarości jest to wyjątkowa, przyjemna odmiana.

Michał Śmieszek